wtorek, 6 marca 2012

Statystyka jest bezlitosna

To, że moją „wiedzą antyrakową” postanowiłam się podzielić przyniosło różne skutki. W większości pozytywne, a najlepszą i najprzyjemniejszą częścią tego wszystkiego są życzliwi ludzie, którzy dzięki temu pojawili się w moim życiu. Świadomość, że są, że życzą nam dobrze, że mnie lubią i, że chcemy sobie nawzajem pomagać, jest czymś nie do opisania budującym. Wzbogaca moje życie, a te dobre życzenia również przyczyniają się do zdrowienia męża – może to z kolei mało naukowe podejście, ale – jak często powtarzam, wierzę w siłę słowa. „Na początku było Słowo”, prawda? I teraz tyle dobrych myśli i słów działa na naszą korzyść.
Jest też oczywiście i druga strona medalu, całe szczęście bez porównania mniej znacząca. Zdarzają się ludzie nieżyczliwi :) Są to pojedyncze sztuki, ale potrafią człowiekowi zrobić przykrość. W swoich zarzutach się powtarzają, a są to trzy sprawy. Postanowiłam poświęcić jeden wpis na odpowiedź na nie, zwłaszcza, że być może są to sprawy nurtujące i innych.
1.    „Po co całe to zdrowe żywienie. Mam wujka (dziadka, siostrę, szwagra brata koleżanki ze studiów itd.) który całe życie jadł tylko zdrowe produkty, z własnego pola, był w ciągłym ruchu, a i tak zachorował na raka”.
Przykład odwrotny:  „Po co to całe zdrowe żywienie. Mam wujka (dziadka, siostrę, szwagra brata koleżanki ze studiów itd.), który całe swoje życie jadł tłusto, wcale się nie ruszał, codziennie pił piwo i wypalał dwie paczki dziennie. I żyje już 80 lat.”
Po pierwsze, przepraszam, że żyję, oddycham i staram się propagować zdrowy styl życia, straszna zbrodnia…
Po drugie: absolutnie wierzę w istnienie wujka, dziadka, siostry itd., nie widzę tylko dlaczego ich istnienie i wyjątkowość ich doświadczeń mają być argumentem w jakiejkolwiek rzeczowej dyskusji. Jeden przykład zimy nie czyni i nie jest w stanie zmienić danych statystycznych ani wyników badań naukowych.
Statystyka jest bezlitosna!

Co to oznacza? Że nigdy nie wiemy, co nas spotka, choć możemy zrobić bardzo dużo, aby znaleźć się „po lepszej stronie wykresu”.
Przyznałam się kiedyś, że jedną z moich „słabości” są filmy o rekinach. Dziś przyznam się do kolejnej: książki i filmy o śmiertelnych wirusach :) Kiedy jako nastolatka przeczytałam „Strefę skażenia” poczułam – mam nadzieję, że to nie zostanie źle zinterpretowane – coś na kształt rozczarowania, że nie istnieje wirus , który byłby w 100 % śmiertelny. Nie ma czegoś takiego w przyrodzie, chociaż istnieje w wielu filmach :) Najbardziej zjadliwe i śmiertelne szczepy wirusów Ebola i Marburg mają śmiertelność wysokości 90%. Owszem, to jest porażająco dużo. Ale zastanówmy się, co to oznacza. Że jedna osoba na dziesięć, z tych, które złapały tego wirusa, przeżyje. Przeżyje 10 osób na 100. To jest mało czy dużo? I od czego zależy to, w której części się znajdziemy?
Żadna choroba, żaden wirus to „nie wyrok”, jak zwykło się mówić. Rak również takim wyrokiem nie jest, choć oczywiście może nas zabić.
Wracając do zarzutu: postaram się to zobrazować . Mówiąc bardzo ogólnie, mamy dwa zbiory ludzi: do jednego (zbiór A) należą ludzie prowadzący niezdrowy styl życia: piją alkohol, palą, źle się odżywiają, nie ruszają się, mają „zły” stosunek do życia. Do zbioru B należą ludzie prowadzący zdrowy styl życia: nie piją, nie palą, odżywiają się zdrowo, uprawiają sporty, są pogodni, szczerzy, otwarci i przyjacielscy, przeszli psychoterapię i pozbyli się większości swoich problemów z psyche.
W zbiorze A na raka zachoruje  50 % osób (i to „tylko” 50%, gdyż następne 45% zapadnie na jakąś chorobę serca…). W zbiorze B na raka zachoruje 5 % osób.
Podkreślam, że to nie są żadne oficjalne dane, przeprowadzenie takiego porównania jest niemożliwe, to tylko przykład obrazujący!
Co oznaczają te zbiory i procenty. Znowu, mówiąc bardzo ogólnie:  na 100 osób prowadzących niezdrowy styl życia jedna połowa zachoruje na raka, druga połowa na cukrzycę, trzecia połowa na choroby serca, ale powiedzmy, 3 osoby pozostaną zdrowe i dożyją setki. Natomiast na 100 osób prowadzących zdrowy styl życia na raka zachoruje 5. Następnych 5 na cukrzycę, a następnych  5 na chorobę serca, a 85 osób będzie zdrowych.
Statystyka jest bezlitosna, zwłaszcza dla tych, którzy znajdą się wśród tych 15 chorych. Ale nawet w tym momecie ci, którzy prowadzili zdrowy styl życia i zachorowali, są w lepszym punkcie niż ci, którzy żyli niezdrowo i zachorowali. Jeśli chodzi o nowotwory, to mają oni większe szanse na wyleczenie, dłuższe przeżycia, a ich nowotwory są mniej złośliwe. A na to już są istnieją solidne naukowe dowody. Oczywiście statystyka wchodzi i tu, więc różnie bywa.
Nic nie może nam zagwarantować, że nie zachorujemy, albo, że wyzdrowiejemy. Obecnie wiadomo już, że czynnikiem mającym największy wpływ na ryzyko zachorowania na raka jest właśnie styl życia. Ale nadal nie jedynym. Chociażby czynniki genetyczne mają wpływ, choć znacznie mniejszy, niż się powszechnie sądzi. Ale trzymanie się zasad antynowotworowych zawsze automatycznie ustawia nas po lepszej stronie wykresu.
Nie wiem, jak to odbierzecie, dla mnie statystyka i wykresy są zawsze pocieszające, kocham matematykę. Ale najbardziej śmiertelne odmiany raka to np. przeżywalność 5 lat tylko u 5 procent chorych, przeżywalność 10 lat tylko u 1 %, itd. Dla mnie to zawsze oznacza, że 1 osoba na 100 przeżyje te 10 lat, a jedna osoba na 200 przeżyje 15 (jest to symboliczna liczba oznaczająca wyleczenie). I dlaczego to ja nie miałabym bym tą osobą być i co mogę zrobić, aby nią być. Taką samą analizę przeprowadziłam, kiedy dowiedziałam się o chorobie męża. I dała mi niezłego kopa do poszukiwań. 

2.    „Zarzut” drugi – rak jest wyrokiem śmierci, prędzej czy później, nic nie można zrobić, aby to zmienić, pani mąż ma wyjątkowe szczęście, że żyje już 5 lat.
Teraz będę nieprzyjemna, gdyż takie stwierdzenia wzbudzają we mnie spory gniew.
Po co Pan Bóg dał nam naukę, wiedzę do opanowania, wreszcie mózg do używania? Abyśmy potem sobie mówili, że „mieliśmy szczęście”?!?!? Cóż, ja dziękuję, ja się nie hazarduję. Korzystam z nauki, wiedzy i mózgu, jeśli ktoś wybiera „szczęście” to życzę powodzenia w życiu… Kłamię, niczego mu nie życzę, tacy ludzie są mi zasadniczo obojętni. To rzecz pierwsza, a rzecz druga: badania naukowe nie są iluzją, wydawać by się mogło, że to jest oczywista wiedza, wiedza wręcz ogólna, że możemy zrobić bardzo wiele, aby zmniejszyć ryzyko zachorowania na raka (i inne choroby oczywiście), jak również, aby wspomóc leczenie. I ja po coś przesiaduję nocami analizując wyniki tych badań i wślepiając podkrążone oczy w wykresy i wyniki analizy statystycznej. Bo zasadniczo niby wiadomo, co mniej więcej jest zdrowe, a co nie jest. Ale dla mnie jest różnica pomiędzy „wiadomo, że natka pietruszki jest zdrowa”, a „badania laboratoryjne potwierdziły przeciwnowotworowe działanie zawartej w pietruszce apigeniny (przeciwzapalne, antyangiogeniczne i powodujące apoptozę) – mechanizm jej działania jest podobny, jak leku Gleevec”. Zasadnicza różnica. Zwłaszcza, że ta wiedza potoczna jest zbyt ogólna, aby można było ją zastosować w „poważnej” antynowotworowej diecie. Badania naukowe pokazują, jak wiele jest różnych subtelności w tych zagadnieniach. Oczywiście polecam mój kurs :)

Jak ktoś kiedyś powiedział: „Fakty są wprawdzie silne, ale nie tak silne jak fałszywe mniemania”. Bardzo często przekonuję się o tej prawdzie od nowa.
3.    Ostatnia rzecz, niby drobiazg… niektórym nie podoba się, że na tym blogu komentarze są moderowane, przekonują mnie, że gdyby każdy mógł zamieszczać co chce i kiedy chce, to blog byłby popularniejszy… Możliwe, nie przeczę temu, ale mniej mi zależy na popularności niż na solidności. Zdarza się, że ludzie zachęcają w komentarzach do rezygnowania z leczenia tradycyjnego, a zamiast tego polecają jakieś „alternatywne” metody leczenia.  Jak już kilka razy wyjaśniałam, jestem temu zdecydowanie przeciwna (mówiąc łagodnie) i nie mogę pozwolić na to, aby coś takiego widniało na moim blogu , nawet na krótko.

Robiąc małą woltę, napiszę jeszcze raz: statystyka jest bezlitosna, ale nie dajmy jej się!

4 komentarze:

  1. Kurs przewija się mi co chwilę... Mam pytania:
    - czy osoba znająca się na tym o czym pani pisze, lekarz, farmaceuta bądź chemik przeglądała to pismo w celu poprawienia ewentualnych bzdur?
    - jakie badania?

    ps. po prostu mam uraz do nierzetelnych internetowych poradników i chcę wiedzieć czy to co czytam jest poprawne, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Nie, nie zwracałam się z prośbą o redakcję bądź "poprawienie ewentualnych bzdur" do żadnego lekarza, farmaceuty bądź chemika. Moje wykształcenie w pełni pozwala mi samodzielnie ocenić rzetelność badań
    2. Jakie badania? Różne.
    Przepraszam, na głupie pytania są głupie odpowiedzi. Cały czas są prowadzane badania - w tym nad rakiem i całą masą "rzeczy z nim związanych" - leki, prewencja, czynniki sprzyjające, itd. Naukowcy przeprowadzają badanie, po czym publikują jego wyniki. Ja najpierw czytam abstrakt danej publikacji oceniając przydatność artykułu do mojej pracy. Jeśli abstrakt sugeruje, że dana publikacja jest dla mnie przydatna, staram się dotrzeć do całości artykułu. Jeśli mi się to udaje, czytam artykuł zaczynając od analizy statystycznej. Po czym tłumaczę to na język polski i znacznie mniej naukowy.
    Nie ukrywam źródeł swojej wiedzy - polecam bazę MedLinu - łatwo ją znaleźć przez wyszukiwarki, zachęcam do zapoznania się z tym, jak to wygląda. MedLine to obecnie jeden z największych przyjaciół ludzi nauki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Polemizowałbym, czy jakikolwiek człowiek może samodzielnie oceniać rzetelność swoich badań niezależnie od wykształcenia...

    Moim zdaniem pytanie nie było głupie, a odpowiedź na nie również nie była głupia :) Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pierwszej kwestii, przyznam, mam zdanie "podwójne": z jednej strony od oceny rzetelności badań są odpowiednie testy, niby obiektywne, bo wstawia się dane do wzoru i tyle. Z drugiej strony dla nierzetelnych badaczy zawsze istnieje pewna możliwość "manipulowania statystyką", czyli wyboru takich testów, aby próbować uzyskać większą istotność statystyczną...
      Tyle tylko, że ja nie przeprowadzam takich badań. Po prostu przedzieram się przez masy artykułów i opracowań badań oceniając ICH rzetelność :)
      Również serdecznie pozdrawiam i "do zobaczenia" na blogu :)

      Usuń